Przejdź do głównej zawartości

Jak nie być nadopiekuńczym rodzicem?

Gdzie, w którym miejscu przebiega granica pomiędzy troską a nadopiekuńczością wobec dziecka? Co sprawia, ze łatwo rodzicom dostrzec i skrytykować błędy wychowawcze (w tym nadopiekuńczość) u innych rodziców, a swoje postępowanie racjonalizować? Ja przecież robię to dla dobra dziecka. Nie mam czasu czekać, aż on sam ubierze buciki. Jeszcze ma czas się tego nauczyć...

- Daj, ja to zrobię,będzie szybciej. 
- Nie wchodź tam,bo zrobisz sobie krzywdę. 
- Jesteś na to za mały. 
- Chodź, mamusia da ci jogurcik...

Wszystkie te zdania wynikają z troski o dziecko, z miłości, z chęci zapewnienia dziecku bezpieczeństwa lub wygody.

Przecież jest takie małe i bezbronne. Przecież dobra mama troszczy się o swoje dziecko i dba, aby my się krzywda nie stała. Dobra mama chce dla dziecka jak najlepiej. To skąd komentarze o nadopiekuńczości, o trzymaniu dziecka pod kloszem?

Przyczyny nadopiekuńczości

Jedną z przyczyn jest więź, jaka łączy matkę i dziecko. Maleństwo, które rozwija się w ciele kobiety, jest od niej w pełni zależne. Noworodek pozbawiony opieki, nie przeżyje nawet paru dni. To rodzice zaspokajają podstawowe potrzeby dziecka. To rodzice wiedzą, który płacz oznacza "jestem głodny", który "mam mokro", a który "nudzi mi się". 

Oczywiście słowo „wiedzą” jest tutaj użyte na wyrost. Nikt tego matki ani nie uczy, ani ta „wiedza” nie spływa na nią wraz z urodzeniem dziecka. To proces uczenia się na próbach i błędach. Pełen lęku i niepewności Czy nie skrzywdzę dziecka? Czy wystarczająco dobrze rozpoznaję jego potrzeby? Czy jestem wystarczająco dobrą mamą? To też wpływ oczekiwań, ocen i krytyki środowiska: Przecież matka to wie instynktownie, bo ma serce matki. 

Macierzyństwo to dar i niezwykła więź z dzieckiem, więc jak ty mogłaś czegoś nie zauważyć. Ciekawe, że takie opinie wygłaszają osoby albo bezdzietne, albo takie, które już „odchowały” swoje dzieci. Nie spotkałam się z taką opinią u młodych mam. 

Brak pewności siebie u matki

Trudno się więc dziwić, że jeśli już kobieta jako tako rozpozna potrzeby swojego malutkiego dziecka, to zaczyna reagować lękiem na kolejne, nieoswojone przez nią zagrożenia. Gdy dziecko raczkuje, to do rangi potwornych straszydeł i zagrożeń urastają elektryczne gniazdka, schody, ostre przedmioty, zwisające ze stołu obrusy... 

Trzeba je natychmiast zabezpieczyć i usunąć z zasięgu dziecka. Trzeba przewidzieć, co dziecku może przyjść do głowy i ochronić je przed zrobieniem sobie krzywdy. Potęguje się lęk kobiety i poczucie odpowiedzialności. I tu zaczyna się nadopiekuńczość. 

Ciekawe, że przy drugim i kolejnym dziecku rodzice nie zabezpieczają już tak skrupulatnie gniazdek, tolerują walające się pod nogami zabawki zostawione przez starsze dziecko, nie kontrolują każdego ruchu młodszej pociechy. I te młodsze dzieci wcale nie są narażone bardziej na kłopoty i urazy.

Mamy, które o to pytałam, mówiły: Odpuściłam. Bardziej zaufałam dziecku i sobie. Jestem spokojniejsza. Mając trójkę dzieci nie mam czasu, zajmować się każdym tak, jak zajmowałam się pierworodnym i wcale nie mam wyrzutów z tego powodu. I nie widzę, żeby któreś dziecko było z tego powodu nieszczęśliwe. 

Echo dzieciństwa rodzica

Bywa też, że kobieta tak bardzo troszczy się o swoje dziecko, tak bardzo stara się, żeby mu niczego nie zabrakło (a już szczególnie uwagi, zainteresowania i troski), bo sama w dzieciństwie tego nie doświadczyła. Zmagała się z poczuciem braku bezpieczeństwa i miłości. Dlatego chce „wynagrodzić” to swojemu dziecku. A tak naprawdę sobie.

Są też mamy, które w dzieciństwie przestrzegane przed niebezpieczeństwami, w dorosłym życiu przejawiają postawę lękliwą wobec świata. Jak więc mają wypuścić na taki świat swoje bezbronne dziecko. Zdarza się też że same doznały wielu przykrości i rozczarowań.

Problem nadopiekuńczości dotyczy więc uczuć rodziców. Ich poczucia lęku w relacji z dzieckiem, poczucia braku kompetencji rodzicielskich, doświadczania własnych braków z dzieciństwa, lęku przed oceną i krytyką, czy własnych doświadczeń. Jeżeli te uczucia dominują, warto sięgnąć po pomoc specjalisty na warsztatach lub terapii indywidualnej. Wówczas łatwiej będzie można rozróżnić, czy dane zagrożenie jest faktycznym niebezpieczeństwem, czy emanacją rodzicielskich lęków i obaw.

Elzbieta Byzda-Rafa

Jeśli spodobał wam się ten artykuł, możecie nas wesprzeć, aby mogło powstać więcej takich treści klikając tutaj: buycoffee.to/wychowacdziecko.pl

Komentarze

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój wpis!